...czyli wszystko płynie...
Pierwszy raz coś takiego mi się zdarza, że w końcówce stycznia wszystkie moje miody są PŁYNNE. Kto ma trochę orientacji w dziedzinie miodowej, ten wie, że porządny miód powinien "skrzepnąć". Kto jest zorientowany trochę lepiej, ten wie, że nie każdy miód "krzepnie" w tym samym tempie, a niektóre zachowują płynną postać bardzo długo. To, jak długo miód pozostaje patoką a nie krupcem (bo tak nazywają się te dwie postacie miodu) zależy od gatunku roślin, z których kwiatów był zbierany nektar. I tak miód z mniszka, rzepaku i innych kapustnych stężeje w ciągu kilku tygodni, a z akacji (poprawnie - z robinii, bo akacje u nas nie rosną) pozostanie płynny do wiosny następnego roku. Miałem kiedyś miód z kwiatów lawendy, który dostałem od kolegi po jego powrocie z Chorwacji, który nie przejawiał skłonności do skrystalizowania przez ponad dwa lata. Czy to jest normalna cecha lawendowego miodu, nie wiem, ten nie skrystalizował do ostatniej pożartej przeze mnie łyżki.
Moje miody, zbierane z mniszka, sadów, podmiejskich nieużytków i boru (jagoda, kruszyna) zwykle krystalizowały do grudnia, jedynie kruszyna trwała w płynnej postaci nieco dłużej. A w tym roku, proszę bardzo - trzy odmiany, jakie udało mi się złapać:
Najbliżej skrystalizowania są słoiki z zawartością sadowo - akacjową. Zawartość stoi w słoikach od czerwca i w sumie powinna skrystalizować dawno temu pomimo akacjowego wsadu, bo to miód z wczesnej wiosny dopakowany akacją, więc na pewno mniszek też w nim jest.
Kruszyna z kolei zachowuje się jakby była wlana do słoików tydzień temu, a łąkowy wielokwiat jedynie zrobił się bardzo lepki, ale kryształów póki co w nim nie widać... Jaja panie, świat się kończy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz