niedziela, 27 września 2015

Rosa rugosa 2015

Wpis nieco od czapy - zamiast o miodzie, to o winie:)
Konkretnie o winie z dzikiej róży. Rosa rugosa, czyli po polsku róża pomarszczona to w mojej ocenie bardzo sympatyczny surowiec winiarski. Robię winka z jej owoców od 2006 roku - mam jeszcze kilka zadekowanych butelek tego rocznika, które jeszcze poczekają, bo im starsze, tym lepsze.
W ubiegłym roku zbyt długo odwlekałem zbiór owoców i niestety, ktoś wykosił moje ulubione krzaczory, ale w tym już nie odpuściłem i wczoraj narwałem trzy kosze. Czas był najwyższy, bo pogoda w tym roku jest bardzo nietypowa. Przez suszę i sierpniowe upały owoce szybko dojrzały i zaczęły schnąć. Na krzakach (odrosły po skoszeniu ledwie na pół metra nad ziemię, ale zaowocowały) wisiała masa owoców zasuszonych na rodzynkę. Nie mam pojęcia czy coś takiego nadaje się na nastaw, na wszelki wypadek zebrałem tylko takie, które miały w sobie jeszcze trochę wilgoci


Na zbliżeniu:



Widać pomarszczone owoce i zupełnie suche i twarde "czuprynki". Zwykle gdy zbierałem surowiec na moje winka (a robiłem to w październiku), to owoce były gładziutkie jak jabłka, a "czuprynki" co najwyżej obwiędłe. Pierwszy też raz zdarza mi się, że owoce mają wyraźnie słodki miąsz.
Po oskubaniu wygląda to jak na obrazku


Owoce powędrowały do przemrożenia w lodówce, nastaw zrobię jak tylko dojdzie do siły matka drożdżowa.

wtorek, 30 czerwca 2015

Zwaliło się zielone gówno...

Zwaliło się zielone gówno prosto na śliczne listki kwitnących lip. Skutek - olewamy kwiatki, kto chciałby się takim detalem zajmować...



Zbieramy hurtem zielone gówno, pojedynczo


i zbiorowo


Pyszne, słodziutkie, zielone gówienko, mniam, mniam...

Miodobranie

Osiemnastego czerwca zrobiłem pierwsze w tym roku miodobranie. Jak na mnie to wyjątkowo późno, zwykle o tej porze miód mniszkowy tężał sobie w słoikach, a ja robiłem wirowanie miodu akacjowego z miasta, i kruszynowego z boru. Teraz jest inaczej - w mieście pierwsze ramki z sensowną ilością miodu z majowych sadów i akacji dało się odebrać dopiero w drugiej połowie czerwca, a borowa kruszyna czeka na dopakowanie liściastą spadzią. Sensowna ilość, to znaczy dwa półkorpusy.


Dwadzieścia półramek dadanta to zapasy zabrane w 3/4 z jednej rodziny - tej, która wyszła z zimy jako najsilniejsza, dopełnione ramkami z rodzinki drugiej - tej, która ledwie się uchowała.Zasilona czerwiem od mocnej sąsiadki była w stanie coś tam z akacji uzbierać.

Pożytek z tak późnego miodobrania jest taki, że ramki są załadowane od góry do dołu, a miód jest bardzo dojrzały.

Tak to wygląda w korpusie - widać, że pszczoły pogrubiły plaster

A tak przed i w trakcie odsklepiania. Ramka zapełniona od góry do dołu i całkowicie zasklepiona. Oczywiście nie wszystkie były takie, ale nawet te nieposzyte zawierały miód bardzo, bardzo dojrzały - po prostu nie zasklepiły go, żeby mieć do niego dostęp.
Potem jeszcze wirowanie (na ściankach wirówki widać ładnie krople miodu i drobiny wosku z odsklepiania, a na dnie jasnożółciutki miód z akacji)


Trochę mnie dziwiło, jak bardzo wysoki stożek tworzył się przy spuszczaniu miodu z wirówki na sito. To, że jest dojrzały było oczywiste, ale po położeniu kropli miodu na szkiełko refraktometru  zdziwiłem się drugi raz. 



Przyjmuje się, że 20% zawartości wody to granica dojrzałego miodu. Ten odebrany przeze mnie 18 czerwca ma niecałe 16 :)
W efekcie mam 15 litrów miodu dwóch rodzajów - około 8 litrów z okolicznych sadów uzupełnionego akacją i jakieś 7 litrów czystoakacjowego, na zdjęciu poniżej oba w ekologicznych słoikach z odzysku - pycha :)

środa, 10 czerwca 2015

Rozrachunek majowy

Pszczół z miasta nie wywiozłem w łąki na mniszki - uznałem, że nie ma sensu wieźć jednej silnej rodziny i jednej ledwo zipiącej, a potem jeździć pięćdzieciąt kilometrów przy okazji każdego przeglądu dla kilku litrów mniszkowego miodu. Ryzyko wyrojenia silnej rodziny i jej utraty uznałem za zbyt wysokie w relacji do potencjalnej korzyści. Miejskie robactwo pozbierało nektar z okolicznych sadów. I dobrze, teraz dopakowuje akacją - na nasze potrzeby wystarczy.
Miodu jagodowego w tym roku nie będzie - pogoda najwyraźniej nie sprzyjała zbieraniu pożytku z jagód. Mimo, że kwitły całe hektary, leśne robactwo nie miało z tego żadnych zapasów. Do tego stopnia miały biedę, że matki wstrzymały czerwienie. W ulach poprawiło się dopiero po zakwitnięciu kruszyny (końcówka maja).
I jeszcze jedno - ruszyłem z rejestracją sprzedaży bezpośredniej. Dostałem już numer weterynaryjny pasieki, mam zatwierdzony projekt technologiczny. Zostaje jeszcze zaadoptować niedoszły warsztat stolarski na pracownię (w trakcie), zrobić odpowiedni wpis do rejestru u powiatowego weta i jazda z tą sprzedażą...

środa, 29 kwietnia 2015

Kibelek...

Niestety, zimowanie skończyło się gorzej niż to się w lutym zapowiadało. Źle się skończyła próba ratowania garści pszczół ze słabiutkiego bezmatka - dołączenie tej garści pszczół do drugiej osłabionej rodzinki (tej, do której wprowadziły się myszy) dało w efekcie drugi bezmatek. W ten sposób z pięciu zazimowanych w lesie rodzin zostało trzy. Z dwóch zimowanych w mieście jedna jest tak słaba, że raczej nie będzie z niej pożytku. Cholernie trudno jest mi przekroczyć dziesiątkę... Co się zbliżę do tej liczby, albo ją nieco przebiję, zaraz spadam bardzo głęboko. Chwalić Boga, wiosna w końcu zaczęła się na serio, zaczynają kwitnąć mniszki, za dzień lub dwa wywiozę rodzinki z miasta w łąki - robactwo się trochę odpasie. W boru za jakiś tydzień powinny zakwitnąć jagody i borowe rodzinki też w końcu zaczną pracę zamiast wyjadać zapasy.

wtorek, 10 marca 2015

Marcowe obloty

10 marca. Zima...Dziś przed południem mieliśmy 15°C. Na plusie. Miałem zupełnie inne plany na ten dzień, ale przy takiej pogodzie byłoby grzechem zaniechania nie pojechać do lasu. Związałem więc drutem rurę wydechową w moim terenowym Lanosie, wrzuciłem do środka pszczelarskie utensylia i grzmiąc pękniętym wydechem pognałem do boru.
Obloty już się dokonały, pszczoły jeszcze lekko latały, trochę ich siedziało na wylotkach, a całkiem sporo nosiło żółty pyłek z leszczyny. Bardziej dla zasady, niż z obawy przed kłopotami z robactwem odpaliłem podkurzacz, wrzuciłem na grzbiet bluzę z kapeluszem i zacząłem pierwsze w tym roku przeglądy. Duże słowo, wglądy raczej, bo ograniczyłem się do oczyszczenia dennic i przesunięcia za zatwór nieobsiadanych ramek. Muszę przyznać że zima była łaskawa, bo przetrwały wszystkie rodzinki, jedynie jedna podzieliła się na dwa kłęby, z których jeden się osypał, a drugi jest tak słaby, że zmieściłby się w garści. Niestety, mateczka była w tym osypanym, więc pozostałe pszczoły dołączę do innych, jeśli tylko będę miał okazję (temperatura! - ciągle jednak mamy zimę).

Myszy o których wspominałem miesiąc temu nie wróciły do ula i jednak wielkich szkód pszczołom nie wyrządziły. Zeżarły tylko cztery ramki z zapasami i naniosły mnóstwo liści, z których zrobiły sobie miłe gniazdko w ramkach za zatworem. Ramki po wizycie myszy w ulu wyglądają jak na foto poniżej:


Rodziny zimowałem na 6-7 ramkach dadanta. W tej chwili siedzą na 4-6, z czego na co najmniej trzech mają czerw. Nie mamy nawet połowy marca, pościeśniałem więc gniazda, żeby było im łatwiej ogrzać czerw i podrapałem zapasy - niech mają coś na kształt pożytku. Niech mateczka czerwi, będzie trzoda do noszenia miodu z jagód (jeśli pogoda w maju dopisze).


Wspomniany pyłek z leszczyny - na nóżkach pszczoły zbyt zmęczonej, żeby dolecieć do ula. Siadało ich sporo na liściach na ziemi, dosłownie o metr - dwa od uli. Posiedziały kilka minut, podreptały trochę i podrywały się w drogę...


niedziela, 1 marca 2015

Miód borowy jedzie na Zachód...

Wczoraj wyprawiłem córkę do Portugalii. Jej szkoła bierze udział w programie współpracy edukacyjnej w ramach EU, nazywa się to Comenius (http://www.comenius.org.pl/) Szkoła wysłała na tydzień sześcioro uczniów i trójkę nauczycieli. Ponieważ program z założenia ma prezentować europejską różnorodność, to niezbędne było zabranie ze sobą regionalnych wytworów na podarki i do prezentacji. A co na Kurpiach może być bardziej regionalnego niż puszczański miód? Więc trzeba było otworzyć szafę i z osobistych zapasów wyciągnąć osiem litrów ładnie skrystalizowanego miodku. Pojechał sierpniowy miodek z leśnej spadzi liściastej, łąkowo-ogrodowy wiosenny wielokwiat i najlepszy zeszłoroczny produkt mojej trzody, obiekt pożądania rodziny i znajomych - czerwcowy miodek z kwiatów czarnej jagody i kruszyny. Wszystkie naturalnie skrystalizowane w sympatyczną formę gęstego, ale mazistego kremu. Razem stanowiły mniej więcej połowę wagi walizki. Dzisiaj borowy miód będzie miał występ przed międzynarodową publicznością w Portugalii, obok wielkanocnych palemek, byśków z ciasta i kilku innych regionalnych drobiazgów. Jak go znam, to towarzystwo na koniec wyliże słoiki :)

niedziela, 22 lutego 2015

Kamianka - początek sezonu!

Niedziela, 22 lutego 2015 roku... Zima, podobno. Na termometrze mieliśmy dzisiaj osiem stopni i słoneczną pogodę. Skorzystałem z okazji i dobrze po obiedzie przejechałem się do lasu rzucić okiem na zimujące robactwo. W lesie leży śnieg, ale ule były czyste. Bliżej przyjrzałem się jednemu - temu, któremu myszy podgryzły dennicę, wyrzuciły listwę i wprowadziły się na krzywy ryj. Zdjąłem więc daszek, na odłożony daszek odstawiłem korpus, tak żeby została sama dennica. Na dennicy wśród liści, trocin ze zjedzonych plastrów i styropianowego śmiecia siedziała wyrośnięta, tłusta, ruda, leśna mysz. W pierwszej chwili zdębiała, ale zanim podniosłem dennicę, zwiała. Oczyściłem dennicę z mysich sików i innego śmiecia (martwych pszczół nie było - pewnie wszystkie zjadły) i podniosłem korpus, żeby go postawić z powrotem. Pod korpusem na daszku siedziała druga tłusta, ruda mysz. Znaczy, wprowadziła się rodzinka... Oczywiście zwiała w śnieg, a ja  z korpusem w rękach nic nie mogłem zrobić. Obejrzałem potem tylko przez pajączki czy mam w ulu jeszcze jakieś zimujące pszczoły. Coś tam brzęczy i się rusza, czyli na razie nie jest źle - przeżyły wizytę sublokatorów. Ale trzeba będzie wrzucić im trochę ciasta dla wzmocnienia, bo myszy na pewno zeżarły pierzgę. Pies im mordę lizał, może dzisiejszej nocy zostaną pokarane, bo do ula nie wlezą.